Przychodziła do mnie bardzo często. Łagodna, delikatna, krucha. Włosy związane w kitkę, drobne, kolorowe kolczyki i nieodłączny szal otulający szyję. Zawsze było jej zimno. Chowała dłonie do rękawów albo grzała je od kubka z herbatą. Za każdym razem kiedy przychodziła, pytała, jak się czuję. Kiedyś odgarniałam włosy i musnęłam skroń. Od razu zaproponowała po pierwsze: lek przeciwbólowy, bo pewnie głowa mnie boli, po drugie: namiar na fantastycznego specjalistę od migren. W myślach nazywałam ją „Niosąca Pomoc”.

Opowiadała, ile robi, jak często pomaga ludziom i faktycznie robiła to. Cały czas jednak czuła się niedoceniona. Jej starania były nieodwzajemnione. Kiedy była przy kimś długo, czuła się wykorzystywana. Uczucie to było na tyle silne, że pewnego dnia wreszcie wybuchało i zrywała z tym kimś zupełnie kontakt. Paliła mosty. Na którymś spotkaniu opowiedziała mi o małżeństwie z którym się bardzo przyjaźniła. Strasznie zależało jej, żeby ją lubili, akceptowali i spostrzegali jak kogoś wyjątkowego. Załatwiła kursy florystyczne dla pani żony i gościła ją u siebie, woziła na zajęcia, gotowała dla niej. Kiedy usłyszała, ze pan mąż marzy o fantastycznym aparacie fotograficznym, bo rodzi im się dziecko i chce robić mu zdjęcia, wzięła kredyt w banku 15 000 zł i kupiła mu, najlepszy na półce, z dwoma obiektywami i torbą. Potem zepsuł mu się telefon, a bardzo potrzebował go do pracy, więc wzięła jakieś dodatkowe zlecenia i kupiła smartphone. Pojechała z nimi na wakacje, żeby zająć się ich dzieckiem, a oni dzięki temu mogli odpocząć. Rozmawiała z panią żoną przez telefon godzinami, kiedy ta myślała, że pan mąż ją zdradza, ale kiedy pan mąż zamówił sobie na gwiazdkę kurtkę za tysiąc złotych dla siebie i stół florystyczny dla pani żony, napisała do nich e-mail, że już wystarczy, i uciekła. Nie widziała ich od tamtej pory, nie rozmawiała. Straciła tak wielu przyjaciół i nieprzyjaciół. Kiedy usłyszałam tę historię nazwałam ją „Zasługująca na miłość”.
Była wiecznie zmęczona. W biegu. Sama mówiła, że czuję się jak Chińczyk, który niesie na plecach tonę ryżu, albo jak plaster, który trzeba nakleić na każda ranę. Czuła, że jej już nie ma. Zadałam jej pytanie, czy potrafi stawiać granice, czy mówi ludziom, którym pomaga, z którymi się przyjaźni, z którymi jest blisko, że coś jej nie odpowiada. że przesadzają, że nie czuje wzajemności? Czy czasami odmawia pomocy, kiedy jest jej trudno i ma za dużo na głowie? Roześmiała się i powiedziała, że nie robi tego nigdy. Uważała, że im człowiek ma więcej obowiązków, tym lepiej jest zorganizowany. Ale też, że cały czas wierzy w ludzi i że wzajemność jest oczywista i że jak ona im daje serce na dłoni, to oni chyba powinni wiedzieć, że też swoje serce muszą jej dać. A potem zawsze czuje się jak przedmiot użytkowy, jak frajerka i musi uciekać. Ona nie stawiała granic, przesuwała je najdalej jak mogła, a potem sama je przekraczała, bezpowrotnie. Od tej chwili w myślach zaczęłam ją nazywać „Przekraczająca Rubikon”.

Przekroczyć Rubikon to znaczy zrobić decydujący krok, przekroczyć granicę, za którą decyzja, jaką podjęliśmy jest nieodwracalna.
Idiom ten bazuje na epizodzie z historii starożytnego Rzymu, gdy w 49 roku p.n.e. Gajusz Juliusz Cezar przekroczył ze swoją armią rzekę Rubikon, decydując się na dokonanie przewrotu polityczno-wojskowego; rzeka Rubikon stanowiła wówczas granicę, za którą armia rzymska nie miała wstępu.
Bardzo często ludzie którzy, żyją w przekonaniu, że muszą zasłużyć na miłość i akceptację, którzy trwają w misji ratowania świata, którzy dbają o to, żeby zawsze było miło, są ofiarami swoich przekonań. Nie potrafią stawiać granic. Wydaje im się, że jak odmówią lub wyrażą swoje niezadowolenie, zostaną źle ocenieni. Przestaną być lubiani,
Należy pamiętać, że każdy deficyt jest bez dna. I jeżeli osoba, która będzie chciała bardzo pomóc, przyzwyczai ludzi do swojej gotowości i niezawodności, to oni to zaczną wykorzystywać. Nie dlatego, że mają złe intencje, są cwaniakami i bez skrupułów. Oni myślą, że tak można, że pomagająca im osoba na to pozwala. To właśnie z takich historii wzięło się powiedzenie – daj palec, a wezmą całą rękę.
Historia zatacza krąg i jest nieskończona, powtarzalna. Angażujesz się, całą sobą, najpierw, czujesz się wspaniała, kochana, niezastąpiona, potem powszedniejesz, a roszczenia rosną. Starasz się im sprostać, nie wyrażasz dyskomfortu, pękasz, wybuchasz, zrywasz kontakt, palisz mosty, łapiesz oddech, rozpaczasz. „Jak to możliwe, że straciłaś przyjaciela?” i że chodziło mu tylko o to, by Cię wykorzystać. Robi się wtedy przestrzeń na nowa uzależniającą przyjaźń, prawda? Czy to nie ślepy zaułek?
Kiedy zaczynasz zauważać tę cykliczność, chcesz coś z tym zrobić. Idziesz na terapię i zaczynasz stawiać granice czyli być asertywna, możesz się spotkać ze złością ludzi, którym dotychczas pomagałaś bez jęknięcia. „Jak to nie możesz? Zawsze mogłaś? Zawodzisz mnie! Liczyłem na ciebie! Ta terapia Cię popsuła!” – myślą. Nie dlatego, że są źli. Tylko Ty im nigdy nie powiedziałaś. Że Ci ciężko. Byłaś wszechmocna,
Ile razy przekroczyłaś Swój Rubikon? Czy było warto? Pewnie czasem tak, bo ochroniło Cię to przed totalnym kataklizmem, ale czasami zupełnie niepotrzebnie straciłaś przyjaciół.
Proszę Cię. Zacznij od małych kroków. Czasami przyznaj się do złego samopoczucia. Pozwól sobie pomóc. Relacje wzajemne, to zdrowsze relacje. Porzuć układy zależne, zawsze są toksyczne. Powoli, nie od razu i tylko wtedy kiedy nie uda się ich zamienić w układy wzajemne.
Staraj się nie doprowadzać do ostateczności. Do sytuacji, kiedy jedna kropla doprowadzi do przelania się w szklance żali i poczucia wykorzystania. Jeżeli jest Ci to potrzebne powiedz – „Lubię być kochana, lubię być doceniona”.
Dobra wiadomość jest taka, że możesz pomagać dalej. Ale nie kosztem siebie. Jesteś dobrym człowiekiem. O którego trzeba dbać. Czy myślisz że jeżeli nie zadbasz o siebie, dasz radę bez końca ratować świat. Zaufaj mi – Nie dasz rady! Rozsypiesz się.
I najtrudniejsze pytanie, czy przyzwyczajając do pomocy, bez żadnych wymagań i sygnałów ostrzegawczych, wycofując się nagle, nie krzywdzisz tych oswojonych? Porzucasz ich, robiąc sobie wrogów, bo oni nie rozumieją co zrobili źle. Przecież byłaś zachwycona, że możesz im służyć.