Ubrana na czarno. Ma wielkie zielone oczy. Kiedy mówi cała drży i cały czas wygina sobie palce. Jest bardzo szczupła. Płacze. Bardzo chciałabym ją przytulić.

Po ostatnim ciągu zapytał mnie, czy pamiętam nasze pierwsze spotkanie. Jasne, że pamiętam. Biegłam na nie z ogromną nadzieją. Dzisiaj żałuję, że na nie przyszłam. Powiedział mi na nim uczciwie, że jest alkoholikiem. Wtedy zupełnie nie wiedziałam, co to znaczy. Nie wyobrażałam sobie, jakie spustoszenie sieje nałóg. Człowiek uzależniony bagatelizuje wszystko. Nawet sygnały ostrzegawcze, które dostrzec powinien. Pamiętam, jak na tym pierwszym spotkaniu coś opowiadałam, machałam wciąż rękami i nagle on przesunął swoim palcem po mojej dłoni, tak jakby chciał ją zatrzymać. W tym momencie wszystko się zmieniło, poczułam… poczułam… jakbym odnalazła ten brakujący element. Wszystkie puzzle trafiły na swoje miejsce. Głupie to. Taki gest. Pewnie robił to wielokrotnie, a ja wsiadłam przez to do tej piekielnej górskiej kolejki, której nie umiem do dzisiaj zatrzymać. Moi przyjaciele od samego początku mieli rację. – Alkoholik? Uciekaj dziewczyno! To było racjonalne, ale ja wbrew wszystkiemu wierzyłam, że będę silniejsza. Miłość zwycięży. Kiedy pierwszy raz się upił, a zdarzyło się to raptem dwa dni po naszej pierwszej randce), przepraszał mnie godzinami. Jesteś moja jedyną nadzieją na powrót do normalnego życia. To było po raz ostatni. Przyrzekam, obiecuje, koniec. Oddam tylko tym mendom pieniądze i więcej się z nimi nie spotkam. Pożyczyłam mu 1000 zł, bo było mi go żal, bo mu wierzyłam. Tak! Bardzo w to wierzyłam i z każdym dniem rosła we mnie nadzieja. Kiedy minął pierwszy miesiąc jego abstynencji nabrałam pewności, że zwyciężyliśmy. Będzie dobrze.
I właśnie wtedy to stało się po raz pierwszy. Głód. Pojechaliśmy na nasz pierwszy weekend do naprawdę cudownego hotelu. Wiedziałam, że będziemy się tam kochali. Po raz pierwszy. Odliczałam dni do tego wyjazdu, robiłam się na bóstwo. Kremy… maseczki… kupiłam nawet dla niego prezent. Cieszyłam się jak dziecko. Zaraz po wejściu do pokoju powiedział, że jest wykończony, hotele przypominają mu dawne dziewczyny. Zabolało. Bardzo. To był początek. Był wyizolowany, wciąż spał, a w przerwach cały czas mówił o przeszłości. O wszystkich swoich byłych, ważnych i nieważnych. Opowiadał wszystko ze szczegółami, nawet o łóżku. Znalazł jakiś teledysk pokazujący podobno idealnie któryś z jego związków. Słuchałam, chociaż każde jego słowo raniło mnie bardzo. Nie dlatego, że miał jakąś przeszłość, każdy ją ma. Raniło mnie, bo ta przeszłość była w nim cały czas żywa i z każdym słowem czułam się mniej ważna, mniej wyjątkowa. Słuchałam myśląc, że to może jakiś rodzaj terapii, oczyszczenia, domknięcia. Zadawałam pytania, na które nie chciałam usłyszeć odpowiedzi. Czekałem aż znów usłyszę, że to ja jestem tą jedyną. Kiedy boli nas ząb wiemy, że nie należy go dotykać, a jednocześnie wciąż to miejsce sprawdzamy językiem. Po co? By bolało bardziej? Wreszcie się doigrałam. Był przecież na głodzie. „Nie zadawaj mi żadnych pytań, skoro potem masz robić taka minę. Tak, robiłem to wszystko, rozumiesz? Wszystko co chciały. Niczym mnie nie zaskoczysz.” Po dwóch dniach pił już na dobre, a ja poczułam totalną panikę. Nie udało się! Znowu? Nie, jeszcze się uda! Przecież obiecał, powiedział, że to tylko jedna lufka, że w listopadzie pójdziemy na koncert Dawida Podsiadło, że kupi bilety, że kocha, że może się zaszyje. Esperal! Oczywiście! Wcześniej o tym nie pomyślałam. To tylko 500 zł.
Wróciliśmy do domu i dałam mu pieniądze na ten zabieg. Znów był szczęśliwy, a ja fruwałam dziesięć centymetrów nad ziemią. Wygraliśmy – myślałam. Nawet błagałam go w żartach, żeby się napił, bo wtedy coś mu się stanie i będę go mogła pielęgnować, na wózku. Chciałam mu pokazać, że życie jest piękne, zachwycić go światem na nowo. Robiłam mu kanapki do pracy, kupowałam ubrania, urządzałam mieszkanie – firanki, pościele, koce, talerze, świeczniki, Sprzątałam i zawsze miałam dla niego jakiś prezent, drobiazg, żeby czuł się potrzebny, uwierzył, że jest mądry, męski, wspaniały, że go potrzebuję. Całe serce jak na dłoni. Byle by tylko spojrzał na mnie zachwycony, byle uwierzył i tak jak ja znienawidził ten swój nałóg. Dwa tygodnie! Tym razem wytrzymał tylko i aż tyle. Wpadł w ciąg. Pierwszy kilkudniowy odkąd się poznaliśmy. Nie odbierał telefonu, a jak trzeźwiał, to dzwonił i bełkotał – „Nie jestem pijany, wydaje ci się kochanie.” Mieliśmy spędzić kolejny weekend w Łodzi. Zapłaciłam już wcześniej za hotel. Skończyłam pracę w piątek wieczorem i ruszyłam, bo umówiliśmy już tam na miejscu. Kiedy prawie już dojeżdżałam, zadzwonił. Coś mu wypadło, ale już wsiada w pociąg. Wiedziałam, co wypadło, ale nie zrobiłam awantury. Wytrzeźwieje, zacznie się leczyć – myślałam chodząc bez sensu po mieście. Kiedy dotarłam do hotelu zobaczyłam, że na parkingu stoi jego samochód. Wtedy zaczął się prawdziwy koszmar. Był pijany, drażniło go wszystko. Nawet dioda świecąca w wyłączonym telewizorze. Chciał go rozwalić pięścią. Kiedy szukałam kontaktu, żeby wyłączyć telewizor z prądu, odepchnął mnie tak mocno, że uderzyłam głową o biurko. To miejsce boli mnie do dzisiaj, chociaż minęło już kilka lat. Potem próbował mnie siłą zatrzymać w hotelu. Miałam siniaki na nadgarstkach i szyi.

To wtedy dotarło do mnie, jak bardzo jest chory i że wcale nie zamierza się leczyć. To wszystko było na pokaz. Pozory, które miały chronić jego nałóg. Nie potrafiłam tam zostać, nie umiałam go zostawić. Zamówiłam taksówkę z dwoma kierowcami, zapłaciłam 800 zł i wracaliśmy trzema samochodami. Jeden kierowca musiał zabrać nas, drugi odprowadzić samochód mojego pijanego partnera, trzeci odwieźć kolegę z powrotem do Łodzi. Padał deszcz, wiało, płakałam. Byłam kompletnie wyczerpana. Tej nocy straciłam nie tylko duża sumę pieniędzy, ale też złudzenia i moją przyjaciółkę. Zadzwoniła, kiedy byliśmy już w drodze. Rozmawiałam z nią na głośno mówiącym. Nigdy przed nikim nie ukrywałam, że związałam się z alkoholikiem. Włączył się do rozmowy i kiedy ona powiedziała – „Proszę pana, pan ją zniszczy, ona tego nie wytrzyma” „No i chuj! – usłyszała w odpowiedzi – niech tak będzie.” To był nasza ostatnia rozmowa. Magda już później nie zadzwoniła. Po Łodzi nauczyłam się rozpoznawać jego głód. Wyczuwałam go zanim jeszcze się pojawił. Ten okres jest gorszy niż aktywne picie. Chociaż, czy może być coś gorszego? Kiedy pije, jest w ciągu, boję się o jego życie, paraliżuje mnie strach, że umrze. Przyjechałam kiedyś do niego. Był nieprzytomny, odwodniony, zasikany. Dusił się własnym oddechem. Jego oczy patrzyły ale nic nie widziały. Nie był w stanie wypić nawet łyka wody. Musiałam mu podawać wodę w swoich ustach. Tak jak robią to małpki. Tak się bałam, że umrze. Wreszcie nawet się z ta myślą pogodziłam. Rozrywał mnie ból, cierpienie. A jak odejdę? Nie przypilnuję go i on się zapija na śmierć? Ubierałam go już do trumny, żegnałam się z nim.

Były oczywiście takie chwile, kiedy mówił „Kochanie, będę trzeźwy. Nie odważę się teraz napić. Zamieszkamy razem, będziemy sobie pracować, żyć, Zobaczysz. Kochanie ja już nie piję. Znalazłem metodę. Tym razem się uda”. Zaczęło mnie to złościć, ale potrafię już tylko robić krzywdę sobie. Nie jemu. Kiedy tylko powiem mu coś niemiłego, zaraz czuję się winna. Nie lubię siebie takiej, z rozpaczy wyrywam sobie włosy, biję pięściami po udach. Kiedyś rozbiłam butelkę po jego wódce i cała się pocięłam. To już trwa kilka lat. Oszukuje mnie, przestaje pić na dwa tygodnie, na miesiąc, raz nawet się udało na cztery miesiące. I kiedy już ta nadzieja znowu zaczyna we mnie kiełkować to on znowu nie odbiera telefonu. A ja znowu boję się do niego pojechać. Po co? Przecież i on i ja wiemy, ze jest pijany. Znów jadę po to, żeby to niby jego naprawić, ale to ja wychodzę rozbita. Na drobne kawałki. Jak kryształowe lusterko. Wpadam w histerię, płaczę, szczypię się po dłoniach. A on patrzy na mnie z politowaniem i śmieje się. I znowu odliczanie. Trzy dni, tydzień, dziesięć. Dzwoni do mnie pomiędzy jedną butelką i drugą i mówi, że już z tym kończy. A potem, kiedy jego organizm już nie przyjmuje alkoholu, cały się trzęsie, wymiotuje, przeprasza, sprząta tę melinę, w która zamienił swoje mieszkanie Nie mam już siły. Za każdym razem z nim zrywam. Jakiś terapeuta powiedział mi, że przestałam być wiarygodna, ale ja się nie poddaję. Może walczę po prostu o samą siebie. Bardzo za nim tęsknię. W okresach, kiedy nie pije jest wspaniały, ciepły, dobry, rozmawia ze mną.

Przewracam się. Potrzebuję stałego lądu. Wczoraj znowu zaczął pić. Byłam u niego już rano. Wypił litr wódki. Na hejnał, duszkiem. Kiedy weszłam, próbował ukryć puste butelki w skrzyni na pościel, pod łóżkiem. Wyrwałam mu je i rozbiłam. Rzuciłam je tak mocno, że rozbiły lampę z Ikei, którą mu sama kupiłam. Z bezradności rozsypałam całą popielniczkę na dywan. Krzyczałam. Wyrwałam sobie włosy. Był cały spuchnięty, rozczochrany. Zasikał się znowu. Miał długą przerwę, wiec teraz będzie pił dłużej. A ja mu ponownie uwierzyłam. Jestem kretynką. Mam ochotę zrobić sobie krzywdę, tak, żeby bolało. Bardziej niż z tym zębem. Znowu mu dałam pieniądze na wódkę. Poprosił mnie o 50 zł na papierosy.

Muszę się ratować. Pani mnie rozumie? Prawda?

Kochanie, jesteś współuzależniona.

Robisz wszystko, żeby on nie pił, a w trosce o jego komfort, to Ty zachowujesz się jak nałogowiec. Świat przestał dla Ciebie istnieć. Nic się nie liczy tylko Twój alkoholik.

Kiedy zaopatrujesz mu lodówkę, kupujesz ubrania i papierosy, stawiasz wakacje, dajesz pieniądze mu na wódkę.

Pilnujesz, żeby chodził na terapię, sprawdzasz czy jeszcze się nie napił. Kiedy zacznie, zabierasz mu pieniądze i karty, żeby szybciej skończył, a potem gotujesz rosół i pomagasz dojść do siebie. To Ty stwarzasz mu komfort picia.

Rozpoznajesz jego głód, jesteś cały czas w gotowości, żeby go wyciszyć. A sama jesteś spięta, roztrzęsiona, masz trudności ze snem, ratujesz się tabletkami.

Musisz zrozumieć jedną bardzo ważną rzecz – NIE MASZ ŻADNEGO WPŁYWU NA TO CZY ON PIJE, CZY NIE! On pije dlatego, że jest alkoholikiem, a nie dlatego, że za mało się postarałaś.

Wiem, że to trudne, ale musisz porzucić iluzję, że go wyleczysz.

Decyzja o abstynencji należy do niego i może tylko z niego wypłynąć. To on musi zdecydować. Jeżeli naprawdę będzie chciał przestać pić, to podejmie właściwe działania. Jeżeli będzie starał się o to tylko dla Ciebie, żeby uniknąć konsekwencji, to poniesie klęskę. To tylko kwestia czasu, kiedy znowu zacznie.

Jedyne co możesz dla niego zrobić, to przestać się nim zajmować. Pozwolić, żeby ponosił konsekwencje swojego picia. A przede wszystkim nigdy, przenigdy nie wolno Ci dawać mu pieniędzy ani spłacać jego długów.

Proszę Cię! Zajmij się sobą. Otul się, zasługujesz na miłość, ciepło i spokój. Zajmij czymś głowę. Wyśpij się. Idź na masaż. Zadzwoń do przyjaciółki. Idź na grupę dla współuzależnionych, zobaczysz, że nie jesteś sama. Dałaś się tylko jak głupia wmanewrować w toksyczny związek.

Panikujesz, cały czas o nim myślisz, zastanawiasz się, co można jeszcze zrobić. Nic nie można zrobić! Dopóki on nie będzie chciał zmian, one nie nadejdą. To nie oznacza, że on Cię nie kocha. On odrzuca cały świat. Ciągle wybiera butelkę i płaci za to duża cenę, znacznie większą niż te 30 zł za litr. Za to Ty za bycie z nim, płacisz cenę jeszcze większą. Ile razy czułaś się jak szmata, jak ścierka, jak mebel, z którego cały czas ktoś korzysta? Ile razy on złamał obietnice dane Tobie i nadzieję, które dzięki tym obietnicom zakiełkowały? Ile razy usłyszałaś, że widzisz tylko co złe, bo on jak nie pije to jest dobry i się stara, a Ty się czepiasz tylko jego picia? Zwróć na to uwagę! On pije co chwila i masz prawo być nieszczęśliwa. Nic Ci nie zrekompensuje tych kosztów emocjonalnych. Twój organizm już wkrótce zacznie się sypać.

Pytasz, co będzie, jeżeli zapije się na śmierć? To nie będzie Twoja wina. Jest dorosłym człowiekiem. Ma prawo podejmować swoje decyzje.

Bardzo pomoże CI wściekłość. Na początku to ona da ci siłę. Podobno na chorą osobę nie powinno się złościć. Na chorą nie, ale na taką, która się nie leczy i idzie ku samozagładzie, niszcząc przy tym Ciebie, masz prawo się złościć. Bądź wściekła

Rób to, na co masz ochotę.

Jak sobie poradzić z tęsknotą, która odczuwasz? Płacz, krzycz, gryź poduszkę. Twój stan będzie jak sinusoida, raz – dobrze, raz – źle, potem – znowu dobrze. Jesteś wyczerpana, złamana, zniszczona, smutna. ale daj sobie czas. To minie. Obiecuję.

Czy są alkoholicy, którym się udało? Zdarzają się, ale wymaga to dużo pracy, cierpliwości i siły. Pamiętaj, to zależy tylko od niego.

Próbuj do skutku. Może kiedyś się uda. Ja jestem z Tobą i mocno trzymam za Ciebie kciuki. Rozumiem Cię.